Auto: znalazlem na otomoto ;)
Skąd: Śródmieście Pomógł: 24 razy Dołączył: 03 Maj 2004 Posty: 3578
Wysłany: Czw Cze 28, 2007 17:10 POLAND TROPHY !
...najbardziej prestiżowy ekstremalny rajd przeprawowy w Europie...
Naszym celem jest stworzenie cyklicznego ekstremalnego rajdu przeprawowego z udziałem międzynarodowych załóg, który na stałe wpisze się w kalendarz najlepszych imprez OFF-Road w Europie. Chcemy również ukształtować w świadomości uczestników oraz widzów chęć udziału w tego typu imprezach. Misja jaką chcemy osiągnąć to stworzenie najbardziej prestiżowego ekstremalnego Rajdu przeprawowego. Przygotujemy najcięższe i najbardziej widowiskowe trasy.
Dla widzów gwarantujemy stworzenie wyjątkowego widowiska sportowego oraz niezapomniane wrażenia.
Adrenalina, stres i pot. Tego na pewno nie zabraknie.
"Podsumowanie I Jurajskiej Edycji POLAND TROPHY! napisał/a:
Wyzwanie, ogromny wysiłek fizyczny i psychiczny, pot, ból, rywalizacja, zmaganie się z własnymi słabościami i strachem... czyli wszystko co tygrysy bezdroży lubią najbardziej. Emocji i adrenaliny nie zabrakło także oglądającym zmagania z bezpiecznej perspektywy, licznie przybyłym na trasy I edycji Jurajskiej rajdu przeprawowego Poland Trophy kibicom. Podziw, zachwyt, niedowierzanie, że zawodnicy i ich żelazne rumaki, wyjdą cało z wymagających tras czy odcinków specjalnych. A komandor rajdu Arkadiusz Pawełek oraz przygotowujący odcinki specjalne - Piotr Kowal dla klas samochodowych i Krzysztof Wronowski odpowiedzialny za konkurencje quadów, spisali się na medal. Tak trudnych tras nie spodziewali się nawet najbardziej wymagający kierowcy, piloci i riderzy
z krajowej czołówki, którzy licznym gronem pojawili się w okolicach Zawiercia, Ogrodzieńca i Łaz. Czego brakowało na 1. edycji Poland Trophy? Zdaniem większości uczestników więcej czasu na poznanie tych malowniczych i uroczych okolic Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Bagna, żwirowiska, trawersy, podjazdy o nachyleniu do 70 %, przeszkody wodne głębokości 1,2 m. z tym mogli sobie poradzić tylko najlepsi, najbardziej zgrane i doświadczone zespoły, perfekcyjnie przygotowane maszyny oraz odporni na stres i zmęczenie ludzie. Rywalizowano w 5 klasach samochodowych i 2 klasach quadów. Nie brakowało niespodzianek. Utytułowany mistrz Polski, 3-ci zawodnik Europy -Wojciech Polowiec i jego pilot Paweł Przybyłowski rajd ukończył na sznurku - w głębokim bagnie zniszczeniom uległa chłodnica. 11-letni pojazd darzony przez Polowca wielkim sentymentem, doznał solidnych obrażeń w konfrontacji z jurajską trasą klasy no limit. Mieszana załoga Marek Janaszkiewicz/ Agnieszka Janaszkiewicz uplasowała się na pozycji 5., dodajmy, że sympatyczne małżeństwo regularnie startuje w wielkich światowych imprezach - choćby rajdzie w Malezji. Dla dyrektora generalnego rajdu - Macieja Rachtana, organizacja imprezy była nie lada wyzwaniem logistycznym. Przy profesjonalnym zabezpieczeniu, wytyczeniu tras, opiece medycznej, wsparciu straży i policji, czy choćby stronie gastronomicznej; pracował sztab ponad 200 osób.
Pierwsza Edycja Poland Trophy już za nami. Myślę, że udało się nam osiągnąć zamierzony cel – stworzyć nowy standard w organizacji rajdów przeprawowych w Polsce. Ale nie ukrywajmy, były nie tylko sukcesy, były też potknięcia, których postaramy się uniknąć podczas następnej edycji w Walimiu. Co jeszcze mogę powiedzieć? Chyba tylko to: nie myli się tylko ten, kto nic nie robi. Jak ja widzę pierwszą edycję Poland Trophy?
Okiem Komandora
Trasa Turystyczna (klasy Tourist i Quad Sport)
Najbardziej podobały mi się wąwozy w okolicach Pomrożyc. Dla początkujących kierowców, zwłaszcza startujących dużymi samochodami, na pewno stanowiły swojego rodzaju wyzwanie. Głęboki, kręty jar, którym musiały przecisnąć się pojazdy, miejscami tak wąski, że nie dało się otworzyć drzwi, i po przeszło kilometrowej ekscytującej jeździe wyjazd na łąkę, skąd rozpościerał się piękny widok na Jurę... Dalej krawędzią lasu, w dół zbocza do drogi, krótki przeskok asfaltem i znowu zjazd do lasu. Po paru kilometrach jazdy leśnymi duktami następna łąka, miejscami zdradliwie podmokła, wjazd na drogę leśną z głębokimi koleinami i ponownie wyjazd na polanę, skąd już widać było Włodowice. I tutaj niespodzianka! Przejazd przez wąski bród, którego jednak nie można było pokonać wyzwalając nadmiar agresji, bo tuż przed nim był niski wał. Za dużo gazu przy napadaniu mogłoby się skończyć weryfikacją negatywną sprzętu, a zwłaszcza zawieszenia. Najlepszym sposobem pokonania było trzymanie się krawędzi i wolne, bez nadmiernego dodawania gazu, żeby nie zerwać przyczepności kół, przetoczenie się przez przeszkodę. Jednakże niektórzy uczestnicy mieli inny pomysł na technikę jazdy. Jedni zakładali własny ślad, czasami bardzo głęboki, inni zaprzęgali do roboty wszystkie kucyki zamknięte pod maską. Po przejechaniu paru zawodników z wysokim poziomem adrenaliny bród zaczął przypominać grzęzawisko. Oczywiście efekty ich wyczynów różniły się pomiędzy sobą – od dawna znane jest powiedzenia: bagno wciąga. Dobrze, że w pogotowiu stał samochód organizatorów, bo niektórzy nie zdążyliby na ogłoszenie wyników wieczorem!
Innym, bardzo ciekawym elementem trasy był przejazd przez kamieniołom w Niegowonicach, gdzie z terenem zmagali się też zawodnicy pozostałych klas. No, może nie wszyscy, tylko Ci, którym sprzęt, czas, umiejętności i łut szczęścia pozwoliły zabrnąć aż do tego miejsca... Tam można było zobaczyć w akcji mistrzów ekstremalnego off-roadu. Ekstremalnego przez duże „E”. Nie wszyscy zawodnicy jadący po trasie turystycznej poświęcili jednak tych parę sekund na kontemplowanie zaprzeczających grawitacji i zdrowemu rozsądkowi wysiłków ich kolegów. Gryząc wolant w amoku opętańczym pognali przed siebie, niektórzy nie zwracając nawet uwagi na notatki nawigacyjne zapisane w roadbooku. A może piloci zwracali uwagę na notatki, tylko kierowcy ich nie słyszeli? Znam i takie przypadki... Sam byłem pilotem... Znowu kręta trasa lasami, polami, asfaltami i kolejny kamieniołom, w Ogrodzieńcu, gdzie już czekały światła rampy z napisem „META”.
Niewątpliwym mankamentem trasy były dosyć długie odcinki jazdy po czarnym. Niestety, związane to było z tym, że rajd organizowany był na terenie aż czterech gmin, gdzie dodatkowo znajduje się Jurajski Park Krajobrazowy, na którego teren nie mogliśmy wjechać. Mimo tych ograniczeń udało się wyznaczyć aż 80 kilometrów atrakcyjnej widokowo oraz sportowo trasy.
Trasa Adventure
Etap nocny
Niewątpliwie wszyscy zapamiętają start do etapu nocnego - „hannibala” (start równoległy). Wszystkie samochody ustawione w jednym rzędzie, zapalone światła, pomruk rozgrzewanych, pracujących jeszcze na wolnych obrotach silników, atmosfera pełnego napięcia oczekiwania... Szeroki na 100 metrów pas otaśmowanej trasy. Około 400 metrów dalej, na szczycie stromej skarpy, samochód organizatorów z zapalonymi światłami – jak latarnia morska sternikom, wskazuje miejsce, które muszą osiągnąć zawodnicy, zanim roadbook nie pokieruje ich dalej... Wreszcie ogłuszający huk petardy – sygnał startowy. Pełną mocą ryknęły tuningowane silniki. Niektórzy kierowcy trochę się spóźnili, ale to nie tor Formuły 1 – tutaj trzeba uważać na nierówności terenu! Gładka z pozoru powierzchnia trasy zryta jest głębokimi rowami i dołami. Nieuważny kierowca może szybko skończyć swój udział w rajdzie!
Pierwszy OS. Stosunkowo łatwy, szybki, taki dla rozgrzewki...
Następny, ustawiony zaledwie kilkaset metrów dalej. Brzozowy las. Im dalej, tym trudniej. Kilkukrotna przeprawa przez rów nie sprawia większych kłopotów. Na końcu OS-u jednak czeka niespodzianka. Zjazd do głębokiego na kilka metrów parowu o bardzo stromych, momentami niemalże pionowych ścianach, gdzie trzeba skręcić o 90stopni i stromy wyjazd. Współpraca pilota i kierowcy jest tutaj kluczem do sukcesu. Wybór właściwego miejsca na wjechanie do parowu, odpowiedniego kąta ataku i właściwego miejsca podpięcia liny wyciągarki decyduje o być albo nie być. Tutaj poległo kilka załóg. Nie wytrzymują przekaźniki na silnikach wyciągarek. Nie wytrzymują liny. Czuć swąd spalonych okładzin tarcz sprzęgłowych.
Znowu kilkaset metrów łatwej dojazdówki i najpierw stromy zjazd do położonego kilka pięter niżej wyrobiska a potem ciężkie dla elektrycznych wyciągarek „winczowanie” - kilka pięter w górę. Piloci mocują liny do... potężnego Caterpilara ustawionego tam specjalnie do tego celu przez organizatorów. Uroki industrialnego off-roadu!
Potem prawie 20 kilometrów dojazdówki do następnego kamieniołomu, w Niegowonicach, które pozwala zmordowanym pilotom na odpoczynek. Wreszcie jest OS. Jego największą „atrakcję” stanowi wysoki wał, który trzeba zdobyć. Tutaj trudność trasy jest identyczna z tą, którą jechać mają samochody i quady z klas No Limit i Quad Extreme. Niektórzy zawodnicy tych klas nawet biorą taśmy trasy Adventure za swoje i „zaliczają” niewłaściwy OS. Trzeba się tutaj uderzyć w pierś, że do zjechania z trasy mógł skłonić zawodników nieprecyzyjny zapis w roadbooku. Bardziej uważne załogi jednak właściwie zinterpretowały notatki nawigacyjne i pojechały po swojej trasie. Ale wracając do trasy Adventure - OS na kamieniołomie w Niegowonicach jest już ostatnim podczas nocnego etapu. Teraz już tylko powrót na metę, do Ogrodzieńca i dla jednych upragniony odpoczynek przed etapem dziennym, dla innych wytężona praca przy naprawianiu samochodów, żeby były gotowe na poranny start.
Etap dzienny
Znowu areną większości zmagań jest kamieniołom w Ogrodzieńcu. Najpierw efektowny start z rampy, taki pod publikę, szybka i łatwa dojazdówka do pierwszego OS-u - ostry „wincz” na stromą skarpę na krańcu kamieniołomu, zaraz potem ekscytujący, długi zjazd bez asekuracji, i już jest następny OS – błotnisty parów, który jednak nie sprawia większego kłopotu załogom. Paręset metrów dalej rozlewa się spokojna jeszcze tafla wody przecięta kilkoma rzędami taśm – dla tras Adventure, płytszy tor, i No Limit/Extreme, głębszy. Piloci uprzedzeni na odprawie o możliwości występowania podwodnych niespodzianek, ruszają przodem. Akcja „Mojżesz”. Woda nie sięga nawet do pasa. Dwóch pilotów z rywalizujących załóg idzie obok siebie. Dno jest twarde, więc ruszają szybciej przed siebie. Nagle obaj znikają pod wodą! To „niespodzianka” o której była mowa na odprawie. Ale łatwiej jest wysuszyć pilota niż zalany silnik samochodu... Zawsze wybiera się mniejsze zło, dlatego w ekstremalnym off-roadzie pilot ma najbardziej przechlapane!
To już ostatni OS w Ogrodzieńcu. Długa dojazdówka do Niegowonic, przeprawa przez znany z nocnego etapu wał i kolejna dojazdówka do kamieniołomu w Wysokiej. Długi, wyczerpujący OS „Ładoga”, przez nierówne, w dużej części zalane i porośnięte samosiejką wyrobisko. Wreszcie koniec niezwykle wymagających otaśmowanych odcinków i powrót szybkimi dojazdówkami do Ogrodzieńca, na metę etapu.
Trasa No Limit/Quad Extreme
Etap nocny
Start do etapu z rampy w kolejności o której zadecydowały wyniki prologu. Najpierw startują quady z klasy Quad Extreme, pół godziny po ostatnim quadzie rusza pierwszy samochód z klasy No Limit. Już pierwszy OS „Ściana płaczu”, okazał się morderczy zarówno dla quadów jak i samochodów. Nic dziwnego. Wysoka, stroma skarpa o luźnym podłożu okazała się nie do zdobycia na kołach. Piloci pomagający sobie rękoma przy wspinaczce, obciążeni jeszcze dodatkowo liną, co chwila zsuwają się w dół. Nie poddają się. Mozolnie kontynuują wspinaczkę. A przecież za nimi muszą przejechać quady i samochody! Riderzy z quadów pomagają sobie nawzajem. Załogi No Limit walczą póki co samotnie. Do momentu gdy prawie na szczycie skarpy pęka lina wyciągarki jednego z samochodów! Kierowca błyskawicznie wciska pedał hamulca. Samochód na zablokowanych kołach zsuwa się kilka metrów w dół, ale w pewnym momencie opony znajdują oparcie na większych kamieniach i pojazd zastyga w bezruchu. Dwa słupy świateł reflektorów biją prawie pionowo w niebo. Inna załoga pokonuje skarpę i błyskawicznie ustawia się na jej szczycie. Obaj piloci prawie bez słów – słowa są tutaj zbędne, zawodnicy No Limit to zawodowcy – błyskawicznie podczepiają linę wyciągarki i ratują z opresji pojazd.
Po pokonaniu tej próby pozostałe OS-y nie sprawiały już takich problemów. Największym wyzwaniem okazał się roadbook, zwłaszcza dla załóg, które nie maja doświadczenia w startach. Nałożyły się na to jeszcze ciemność, stres, adrenalina i, niestety, nieprecyzyjny zapis w jednej kratce dla klas No Limit/Quad Extreme, w wyniku którego część załóg pojechała OS-em wyznaczonym dla klasy Adventure. Jeśli doda się do tego brak taśm doprowadzających z końca próby do miejsca początku pomiaru odległości, to mamy obraz sytuacji, jaki wpłynął na zamieszanie jakie powstało na OS w kamieniołomie Niegowonice. Na szczęście szybka reakcja organizatorów uporządkowała sytuację i dalsza trasa nie sprawiała już problemów.
Po nocnym etapie wpłynęły do organizatorów protesty kilku załóg związane ze wspomnianym powyżej zapisem w roadbooku. Protesty zostały rozpatrzone pozytywnie.
Etap dzienny
Kolejność startu do tego etapu determinowana była przez miejsca zajęte po etapie nocnym. Załogi startowały według klasyfikacji nieoficjalnej, ponieważ protesty po nocnym etapie wpłynęły na tyle późno, że nie było możliwości rozpatrzenia ich przed rozpoczęciem startu do etapu.
Pierwsza próba – stromy podjazd – dla większości załóg nie sprawił większych problemów. Niestety, poległ tutaj nocny pechowiec, Wojtek Gołębiewski startujący na Tomcacie. Noc skończył na sznurku, po tym jak pękł mu przewód hydrauliczny i samochód nie był w stanie ukończyć jednego z OS-ów. Na pierwszym dziennym OS-ie Tomcat najpierw bardzo widowiskowo przewrócił się na bok, następnie został zmasakrowany przez Jeepa Wojtka Polowca, o którego linę wyciągarki zahaczył podczas wywrotki. Efekt był taki, że zniszczona została chłodnica w Tomcacie i z opresji wyciągnął go poczciwy Gazik organizatorów. Następnych kilka OS-ów usytuowanych było w niewielkiej odległości od siebie. Najbardziej morderczy okazał się trawers wokół głębokiego stawu (tutaj organizatorzy zatrudnili do asekuracji płetwonurka!) i głęboki błotnisty rów zaraz za nim. Okazał się on wąskim gardłem trasy. Popularna załoga Agnieszki i Marka Janaszkiewiczów miała tam poważne problemy. Bardzo widowiskowe było winczowanie się Land Roverem leżącym na boku. Niestety nawet takie poświęcenie nie pozwoliło na odblokowanie trasy, która była zakorkowana przez blisko 2 godziny. Z tego powodu tylko niewielka ilość samochodów zdążyła przejechać inne OSy, położone kilkadziesiąt kilometrów dalej.
Jedyny bagnisty odcinek położony w lesie okazał się łatwy dla większości załóg quadów, ale samochody musiały tutaj już walczyć. 500 metrów krętej trasy, gdzie wielokrotnie trzeba było przekraczać wijącą się rzeczkę, dało się we znaki wszystkim załogom, które tutaj dotarły.
Dużo przeżyć dla uczestników i widzów czekało w Niegowonicach. Tam bardzo stromy zjazd do kamieniołomu zgromadził dużą grupę gapiów. Szczególne przeżycia miała załoga Marek Szwarc/ Adam Wolny. Adamowi, pilotowi Marka, pękła taśma na której wisiał Jeep z kierowcą. Samochód niczym już nie asekurowany poleciał w dół skarpy. Opanowanie i doświadczenie kierowcy pozwoliło uniknąć rolowania, co część widzów przyjęła z zadowoleniem, inni żałowali, że ominęło ich dodatkowe widowisko.
Na kolejny kamieniołom w Wysokiej, gdzie wyznaczony był OS o obiecującej nazwie „Ładoga” atakowany był już tylko przez niedobitki z obu klas. 2 załogi samochodowe i 6 quadów. Z tego tylko Szwarc i Wolny na Jeepie w klasie No Limit pojechali dalej. Jeep Polowca przedziurawił chłodnicę i tutaj skończył się jego występ na pierwszej edycji Poland Trophy. Do ostatniej przeszkody, która sama w sobie nie był trudna, ale była bardzo widowiskowa, kilkusetmetrowego tunelu pod torami kolejowymi w pobliżu Zawiercia, dotarł już tylko jeden samochód i wspomnianych 6 quadów. Po pokonaniu tej przeszkody pozostał tylko szybki sprint dojazdówkami do mety w kamieniołomie w Ogrodzieńcu.
Podsumowując pierwszą edycję Poland Trophy nie można się oprzeć wrażeniu, że impreza spełniła wysokie wymagania zawodników i organizatorów. Nie obyło się bez wpadek, ale jest to lekcja, z której na pewno zostaną wyciągnięte wnioski. Na szczególne uznanie zasługuje system pieczątki elektronicznej (a tak naprawdę pieczątki i karty drogowej) dostarczony przez Explonę. Pozwoliło to na wyeliminowanie wielu błędów spotykanych przy tradycyjnym systemie „kartka-pieczatka” oraz przyspieszyło liczenie wyników, co jest nie bez znaczenia, bo w pierwszej edycji startowało ponad 130 załóg we wszystkich klasach.
Można śmiało stwierdzić, że Poland Trophy okazał się rajdem, jakiego nie było. Tak wyglądały narodziny Legendy...
WSZYSTKO NA TEN TEMAT !!! FOTO FILMIKI OPINIE KOMENTARZE !!!
siwy, wpod lubliniem w ten weekend odbywa sie rajd, ja z Doktorm jedziemy popatrzeec w niedziele, jak chcesz pojechac to daj znac
W chełmie na glinkach tez sa organizowane rajdy, w sumie jest u nas troche terenów do poupalania ale bez wiekszego hardcoru, ale mozna cos zorganizowac w przysżłości
_________________ z RWD jest jak z seksem - po co jechać na ręcznym skoro można dawać w pi*dę
Juz w nalbliza niedziele o godzienie 10.30 odbedzie sie taki wlasnie rajdzik na torze motocrossowym na gorkach Czechowskich wszystkich chetnych do udzialu jak i do poogladania ciekawych terenowek z ktore to oprocz karoseri nic niemaja praktycznie wspolnego z orginalem
Teren dosyc lajtowy do przejechania zwykla terenowka
wiecej infirmacji dod postaram sie dopisac jak bede wiedzial wiecej
ogolnie konkurencja jest dla samochodow, tor mamy udostepniony, ale ciebie zwiazkowca LKT wpuszcze to se pojezdzisz po gorkach, oczywiscie poza konkurencja
ide do hadesu o 9, wpadnij, niewyrobilem sie z kasa bo musialem kupic reczne sprzegielka do przedniego mostu u Gamercow
Stoje jako organizator i jednoczesnie na koncu jako uczestnik
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach